Rzadko jeżdżę na strzelanki-jebanki bez scenariusza. Jeśli już, to zwykle z teamem i traktujemy takie gry w kategorii ćwiczenia, ostrzelania się z innymi, starając się przy tym wykonywać jakieś wymyślone przez siebie działania w ramach grupy. Na przykład postanawiamy wziąć jakiś budynek szturmem, albo zaplanować i zrealizować obronę dynamiczną.
W ostatnią sobotę wraz z narzeczoną pojechaliśmy na okoliczną jebankę, nie znając nikogo i wiedząc, że średnia wieku jest niska. Początek był zwyczajny do momentu, gdy ktoś zasugerował, że skoro jest tylko 8 osób, to nie ma co wymyślać scenariusza, tylko zrobimy tradycyjną grę "My na Was". Trochę mnie to przeraziło, bo zwykle takie gry poza naciskaniem spustu nie wiele dają, przynajmniej od strony taktycznej. A ponieważ to 3 strzelanka mojej dziewczyny zależy mi na tym, by nie złapała "złych nawyków" strzelania bez zgrania z grupą.
Mimo, że nie znałem tych ludzi, a oni w większości nie kojarzyli mnie, rzuciłem pomysł, że możemy zacząć od zwykłego zdobywania budynku, a później wymyślimy inne scenariusze. Istotniejsze jest jednak to, że udało się stworzyć zespołowe podejście do gry, obrońcy współdziałali, podobnie jak szturmujący.
Po każdym natarciu zbierałem wszystkich i robiliśmy podsumowanie, w którym obie strony mówiły jaki miały zamiar, co się stało naprawdę i jakie ewentualnie wypływają z tego wnioski.
Po dwóch rozegraniach obrony/ataku zaproponowałem coś, co jest rzadkie na zwykłych jebankach. Jedna grupa miała iść wzdłuż wyznaczonej ścieżki, druga miała przygotować zasadzkę. O dziwo dały o sobie znać predyspozycje i doświadczenie. Mimo, że wydawało mi się to mało prawdopodobne, jeden z zasadzkowiczów przepuścił patrol i wszedł mu na plecy. Innym razem zasadzka ustawiła mocno z tyłu gracza, który miał być widoczny i zwabić patrol w pułapkę.
Kolejna gra przypominała ćwiczenie szturmu. Dwie osoby broniące zajmowały miejsce na górze budynku i miały nie dopuścić, aby szturmujący na wprost dobiegli do ściany. Po dwóch rozegraniach kluczem okazała się szybkostrzelność obrońców, a nie zasięg.
Kolejny scenariusz miał formę Znajdź i Wynieś. Na terenie została ukryta czerwona szmata, którą należało znaleźć i ewakuować do swojego respawna. Jedna z grup podejrzewając, że przeciwnik ma już szmatę zasadził się czekając pod respawnem. Druga strona podzielił się na grupę bojową, odwracającą uwagę i angażującą zasadzkowiczów w walkę, oraz zespół główny, który miał donieść szmatę do respa naokoło.
Ostatni scenariusz przypominał rozgrywkę typowo sportową, jednoflagowego CTFa (Capture The Flag). Szmata była umieszczona w wiadomym i widocznym z respawnów miejscu, a respy były blisko siebie, oddzielone budynkiem. Jedna ze stron podzieliła się na blokera - gracza nawiązującego walkę i przytrzymującego przeciwnika oraz runnerów, czyli graczy, którzy mieli jak najszybciej dobiec do szmatu i ją wynieść.
Poszczególne scenariusze zabierały 15-25 minut, były zróżnicowane, zmuszały do wymyślenia sposobu realizacji zadania i działania zespołowego. Do tego nie przypominały normalnej jebanki, a bliżej im było do treningu.
Tak więc jeśli często uczestniczysz w takich samych strzelankach kilku-kilkunastoosobowych, to polecam zaproponowanie zmian i kilku szybkich scenariuszy. Co ważne, w takich scenariuszach siły nie muszą być zrównoważone, a jeśli ktoś uważa, że to nie sprawiedliwe, to zawsze można dany scenariusz rozegrać kilka razy, zmieniając składy i/lub strony.
czwartek, 10 marca 2011
Alternatywy scenariusza "My na Was"
czwartek, marca 10, 2011
1 comment
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Było pozytywnie Grey ;) Myślę, że jeszcze spotkamy się kiedyś w takim gronie i będzie równie sympatycznie. Spodobało mi się twoje podejście do tematu i na pewno nie odpuszczę ;) Pozdrawiam Matik
OdpowiedzUsuń