W PLANOWANIU
W piwnicy warszawskiego pubu, na stole ukrytym w kącie, leżą rozłożone mapy i notatniki. Wokół siedzi sześciu mężczyzn w skupieniu analizując sytuację. A ta nie jest wesoła. Najmniej doświadczony zabiera głos pierwszy.
- Po prostu wyprowadźmy oba plutony na ich lewą flankę i uderzmy całością sił. Nie zdążą przeorganizować obrony. Da nam to czas, by przejąć obiekt.
- Niekoniecznie. Jakie mamy możliwości ewakuacji rannych? – zapytał głównodowodzący operacją.
- Na dobrą sprawę tylko jeden minibus niezdolny do poruszania się w terenie. - Zastępca dowódcy był najlepiej zorientowany w środkach, jakimi dysponował jego oddział. -
Droga jest niezbędna, jeśli nie chcemy po prostu wykrwawić naszych rannych. A jeślibyśmy o to nie zadbali, to lepiej w ogóle nie uderzać, bo zbyt duże straty trwałe oznaczają porażkę.
- To wiemy. W takim razie oprzemy natarcie o asfaltową drogę. Odbijają od niej leśne dukty, być może samochód będzie mógł się nimi poruszać, aby podjąć rannych, zabitych i jeńców. To by oszczędziło oddziałom donoszenie rannych do głównej drogi.
- Wyznaczymy zespół noszowych. Albo dwa. I pamiętajmy, żeby nie przeciążać pojazdu – byle większy korzeń może nam unieruchomić w lesie naszego CASEVACa. – to nauka, jaką sztabowcy wyciągnęli z jednego z milsimów w 2009 roku.