wtorek, 29 czerwca 2010

Relacja ze szkolenia przedmilsimowego "De Opresso Liber", kwiecień 2010

W dniach 17 - 18 kwietnia 2010r. nieopodal Wyszkowa, w miejscowości Basinów, odbyło się szkolenie przedmilsimowe "De Opresso Liber" zorganizowane przez autora Podręcznika Taktyki ASG, Greya. Dwudniowe szkolenie miało być odpowiedzią na niedosyt uczestników po wcześniejszej imprezie zorganizowanej przez grupę Blackwater i niedoszłych "Zielonych Polach". Wszystkie te inicjatywy miały za zadanie wprowadzić osoby zainteresowane w świat militarnej symulacji. Szkolenie "De Opresso Liber" w odczuciu uczestników spełniło swoje zadanie.



Impreza odbyła się w malowniczym krajobrazie miejscowości Basinów. Studenci zjeżdżali się do farmy w sobotę między godzinami 9:00 - 10:00. Na wjeździe witał nas Grey w eskorcie trzech przesympatycznych owczarków niemieckich, które od momentu przybycia uczestników były nieodłącznymi kompanami airsoftowej braci.



Do godziny 10:00 większość osób została już rozlokowana w pomieszczeniach w których mięliśmy spać (gdzie słowo "spać" zostało użyte trochę przesadnie, o czym dowiedzieliśmy się później). Szkolenie rozpoczęło się krótką zbiórką na której został sprawdzony stan osobowy. Pojawiło się 16 uczestników i 6 doświadczonych instruktorów z różnych ekip - Grey, Sushi (FCS), Ender (FIA), Cezar (10th Mountain z Warszawy), Awful (Czarna Kompania z Pomorza), Escalon (Snieżnyj Bars). W międzyczasie studenci zostali podzieleni na 3 drużyny (Alfa, Bravo, Charlie) i przydzieleni do dowódców (instruktorów).





Na wstępie zostały ustalone zasady które miały być bezwzględnie przestrzegane przez każdego z uczestników. Tyczyły się one przede wszystkim ochrony oczu. Przez cały czas trwania szkolenia kategorycznie zakazane było zdejmowanie gogli / okularów, nawet podczas snu. Zakazy dotyczyły również pozostawiania replik. Cały czas miały być przy nas. Wychodzenie z farmy miało być raportowane przełożonym. Repliki na farmie nie mogły mieć podpiętych magazynków i podłączonych baterii. Każde naruszenie regulaminu owocowało wycieczką z jednym z instruktorów za farmę i nadobowiązkowym ćwiczeniem “3 second rush” czyli pokonywania terenu krótkimi skokami :)

Wrogiem szkolenia był czas, który pomimo dobrego rozplanowania, czasami gdzieś uciekał.

Po wstępnych ustaleniach, zebraliśmy się w salce wykładowej w której po krótce wyjaśnione zostały różnice między "niedzielnymi strzelankami" a milsimem, przedstawione zostały zasady CCS z objaśnieniem kart trafień i odpowiedzi na nurtujące pytania "świeżaków". Następnie grupa wyruszyła na pierwsze manewry na których uczyliśmy się podstawowych formacji i znaków patrolowych, poruszanie się w sile plutonu i nacierania metodą “3 second rush”. Później następowały szkolenia merytoryczne z nawigacji i radiooperatorki. Uczestnicy wykazywali się szczerym zainteresowaniem i zadawali mnóstwo pytań, które niekiedy zaskakiwały samych instruktorów. Szkolenia praktyczne i teoretyczne dzieliły 5-15 minutowe przerwy w których mieliśmy czas na uzupełnienie płynów i przekąszenie czegoś.

Ciekawym szkoleniem okazało się również przedstawienie różnych typów ekwipunków pokazywanych przez instruktorów. Wiele praktycznych rozwiązań i przykładów pakowania plecaka czy kamizelki taktycznej naświetliło potencjalnym milsimowiczom, co może ich spotkać podczas tego typu imprez.

Miłym akcentem były również zachowania dowódców drużyn, którzy pomimo różnych decyzji (niekiedy bardzo kontrowersyjnych dla niektórych z uczestników), utrzymali klimat i atmosferę przyjaznego szkolenia. Pomimo napiętego grafiku zawsze znajdowali czas aby usiąść i porozmawiać ze swoimi podopiecznymi.

Późne popołudnie stało pod znakiem ratownictwa taktycznego. Po godzinnej przerwie na posiłek, ruszyliśmy w okolice gospodarstwa, aby poznać podstawowe tajniki tego jakże ważnego elementu milsimowego. To szkolenie miało szczególnie znaczenie dla większości uczestników, ponieważ w porównaniu do wcześniejszych zajęć, większość z uczestników miała niewielkie lub żadne pojęcie w tej tematyce. Radiooperatorka, techniki patrolowe czy znaki ręczne w jakimś stopniu zawsze przejawiały się na "niedzielnych strzelankach". Teraz uczyliśmy się czegoś zupełnie nowego. Podzieleni na drużyny, ćwiczyliśmy podstawowe techniki opatrywania i przenoszenia rannych. Instruktorzy kładli duży nacisk na symulację zachowań rannych osób i niebanalny sposób opatrywania ran.

Dzień kończył się, ale organizatorzy czasu nie marnowali. Późny wieczór był idealnym momentem, aby przećwiczyć kolejny element milsimowy - działania nocne. Skupiliśmy się głównie na orientacji w terenie przy niskiej widoczności, wystawianiu nocnych wart i patrolowaniu okolic bazy. Pomimo zmęczenia które dawało się we znaki niektórym uczestnikom, szkolenie było nie mniej interesujące niż poprzednie. Każdy chciał się nauczyć jak najwięcej, a nie każdy miał okazję działać w takich warunkach. Potykając się o nogi własne lub kolegi z drużyny, wpadając na nieliczne krzaki, dotrwaliśmy do końca pierwszego dnia zajęć. Po bardzo aktywnym i pełnym wrażeń dniu, każdy z uczestników miał jeszcze tylko jedno zadanie do zrealizowania - wyspać się.

Ostatnia odprawa przed oddaniem się w objęcia Morfeusza dała nam złudną (jak się później okazało) nadzieję spokojnej nocy. Drużyny rozlokowały się we wcześniej ustalonych miejscach w budynku farmy. Jak wspomniałem, podczas snu mieliśmy zakaz zdejmowania ochrony oczu. Część osób zasnęła od razu, cześć jeszcze aktywnie wymieniała miedzy sobą swoje wrażenia z minionego dnia. Z minuty na minutę rozmowy cichły i nastała upragniona cisza...

... Szturchnięcie w ramię i cicho wypowiedziane, ledwo słyszalne słowa nie mogły wróżyć niczego dobrego. Godzina 01:00 na zegarku tylko przez chwile wydawała się okropnym koszmarem. Po niecałych dwóch godzinach snu, osoba budząca całą brygadę szybko stała się ulubionym instruktorem szkolenia, o czym kilka osób nie omieszkało cicho szepnąć pod nosem. Dostaliśmy chwilę na ubranie się i przygotowanie do wymarszu. Szybka odprawa naświetliła nam powód bestialskiego zachowania instruktora. W pobliżu farmy możemy spodziewać się aktywności wroga. Szybkie sprawdzenie ekwipunku, przetarcie oczu i ruszyliśmy w czarną otchłań lasu.

Po kilku chwilach nasze oczy przyzwyczaiły się do ciemności i byliśmy w stanie sprawnie poruszać się po drodze. Otrzymaliśmy wcześniej instrukcję jak należy zachowywać się podczas działań nocnych i dowiedzieliśmy się co to jest dyscyplina świetlna. Po kilkuset metrach marszu oddział został zaatakowany. W ogólnej panice wśród uczestników, padały różne komunikaty (często sprzeczne) i rozkazy. Ranne osoby zostały przetransportowane przez wezwany wcześniej CASEVAC. W końcu cała ekipa nieporadnie zebrała się do kupy i w marszu ubezpieczonym wróciliśmy do farmy. Szybka odprawa i znów mogliśmy wrócić do naszych jeszcze ciepłych śpiworów. Całe szczęście, instruktorzy pozwolili nam już resztę nocy spędzić spokojnie.

Pobudka o 06:30, szybkie mycie i kubek kawy. Odprawa poranna dotyczyła głównie działań nocnych. Omówiliśmy całą sytuację i przeanalizowaliśmy nasze zachowania. Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy na kolejne szkolenie - tematem była zasadzka. Uczyliśmy się podstaw kamuflażu, sposobów przygotowania zasadzki i wybieranie do tego celu odpowiednich miejsc. Instruktorzy wyjaśnili też jak należy zachować się, gdy w zasadzkę się wpadnie. Nie omieszkali wspomnieć, że dobrze przygotowana zasadzka nie daje szansy zaatakowanym na reakcję. Po ćwiczeniach udaliśmy się z powrotem na farmę.

Tam czekał już na nas Wokash z Tower Guards wraz z kolegami z teamu. Podczas śniadania Wokash, współautor systemu, tłumaczył nam zasady CCS i odpowiadał na bardzo szczegółowe pytania uczestników. Było to świetne rozwinięcie tematu z wykładów na początku pierwszego dnia szkolenia. Mieliśmy już okazję przetestować kilka z tych zasad i to był dobry moment, żeby wyjaśnić wszelkie niejasności z Wokashem.

Ok. godziny 10:00 dostaliśmy chwile czasu na przygotowanie się do ostatniej części szkolenia, czyli samodzielnych działań w terenie. Od teraz byliśmy zdani "prawie" tylko na siebie. Każda z drużyn otrzymała swojego opiekuna, który miał za zadanie tylko i wyłącznie podpowiadać i koordynować działania drużyny. Podczas manewrów często dawali wskazówki i prostowali błędne zachowania. Pierwsza część manewrów dotyczyła orientacji w terenie i łączności radiowej. Musieliśmy znaleźć punkty na mapie przekazane komunikatami szyfrowanymi na karcie kodów. Uczestnicy jeszcze ze świeżymi informacjami w głowie, sprawnie dali sobie rade z tą częścią manewrów.

Następnie drużyny zostały połączone w jeden pluton i wyruszyliśmy na wspólny patrol. Spodziewaliśmy się ataku, który niestety nie został przeprowadzony. Podczas marszu mieliśmy okazję wykorzystać wiedzę teoretyczną i sprawdzić ją w praktyce. W pewnym momencie, ekipa Alfa w magiczny sposób oderwała się od reszty plutonu. Reszta oddziału otrzymała rozkaz sprawdzenia miejsca, w którym może znajdować się potencjalny wróg. Ekipa Alfa w tym czasie przygotowywała zasadzkę razem z jednym z instruktorów. Symulacja udała się i mieliśmy możliwość zastosować niemal wszystkie techniki, których uczyliśmy się podczas tych dwóch dni. Manewry trwały do ok. godziny 17:00

Zaraz po zasadzce udaliśmy się z powrotem w stronę farmy. Po drodze Grey zafundował tym, którzy jeszcze mieli ostatki sił, bieg na „ostatniej prostej do farmy”. Końcowa zbiórka miała na celu podsumowanie manewrów. Każdy miał możliwość wypowiedzenia się na ten temat, jak i na temat całej imprezy. Instruktorzy podzielili się swoim spostrzeżeniami ze szkolenia i odpowiadali na zadawane pytania. Wszyscy uczestnicy choć zmęczeni, byli uśmiechnięci i zadowoleni. Po kilku chwilach od zakończenia zbiórki odjechały pierwsze samochody.

Szkolenie miało za zadanie naświetlić uczestnikom pojęcie symulacji militarnej ASG i tak też się stało. Sukces tego szkolenia tkwił niewątpliwie w przygotowaniu ze strony instruktorów. Dokładając do tego ich kompetentną wiedzę, niesamowite tereny Basinowa i zaangażowanie każdego z uczestników, można śmiało powiedzieć, że było to szkolenie przedmilsimowe przez duże „S”. Brać milsimowa na pewno zyskała dzięki temu kilku kolejnych przygotowanych graczy.

Autor: Jary

5 komentarzy:

  1. Żaden Pan :)
    Tym gościem w zielonej kurtce co mówi "papapa strzelacie sobie" i czołga się podczas ratownictwa taktycznego

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się nad jego słowami : nie da się przeżyć bez odzieży przeciwdeszczowej ...a druga sprawa noszenie butpacka na boku jest ..delikatnie mówiąc nieporozumieniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na obie rzeczy powinien odpowiedzieć Ender. Nie sądzę jednak, aby chciał się wdawać w takie dyskusje. To jego wizja. Było trzech instruktorów na tym punkcie i każdy miał inny ekwipunek. Kamerzysta nakręcił głównie Endera, dlatego to on znalazł się na filmiku (poza tym ma fajny i sugestywny sposób mówienia).

    Co do odzieży przeciwdeszczowej - tłumacząc Endera w zastępstwie, zwracam uwagę na znaczenie, jakie przypisuje słowy "przeżyć". Chodzi o zachowanie sprawności bojowej. Gracz może z gry wyjść lub oddział może zająć się jego przywracaniem do życia.
    Ja sam byłem z Enderem na milsimie Ramsar w 2009 kiedy to mżyło cały pierwszy dzień. Morale, mimo membran (ale zaniedbanych) spadło do poziomu kostek. Jedynie Ender z gumowanym poncho i ja, z lepszą membraną, nie mieliśmy problemu i nie przypominaliśmy zmokłych kur.

    Przez Endera przemawia naprawdę spore doświadczenie. Nie tylko własne, ale współtowarzyszy, którzy nie biorą tak dużego spektrum sprzętu do przetrwania jak on. I tym towarzyszom padało morale, a ja nigdy nie widziałem Endera bez chęci do energicznego działania. I tak interpretuj jego stwierdzenie "przeżycia".

    OdpowiedzUsuń
  4. Ok. Może kiedyś przyjdzie nam się spotkać i wymienić doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Wspiera nas:

 
Google